Fiordy Zachodnie
Westfjords, czyli Fiordy Zachodnie należą do najstarszej części Islandii. Powstały w wyniku serii wulkanicznych erupcji, w okresie trzeciorzędu około 14 – 16 milionów lat temu. Po zakończeniu epoki lodowcowej, około 10 000 lat temu, ukształtowała się obecna rzeźba charakteryzująca się głębokimi dolinami fiordów z wieloma różnorodnymi rzeźbami skalnymi, które formują między innymi kształt wodospadu Dynjandi, który jest jedną z głównych atrakcji Fiordów.
Patrząc na mapę można by pomyśleć, że Fiordy Zachodnie to nie a duży teren i cały półwysep można objechać w jedne dzień. Nic bardziej mylnego. Drogi, które biegną wokół na mapie wyglądają dobrze, a w rzeczywistości są to żwirowe trasy po stromych szczytach. Nie da się tu jechać szybko z dwóch względów: po pierwsze z powodu bezpieczeństwa, a po drugie wokół jest przepięknie i chce się nacieszyć oko tymi widokami.
Około 9:00 wyjechaliśmy z Kidafell i zdecydowaliśmy, że pojedziemy do Látrabjarg, zajedziemy do Dynjandi i tą samą drogą, bo innej nie ma, wrócimy do Hólmavík, gdzie mamy zarezerwowany dzisiejszy nocleg. Może nawet uda nam się zdążyć na mecz Niemcy – Włochy. Droga z Kidafell do Látrabjarg zajęła nam aż 6 godzin. Nie przewidzieliśmy jakości i nachylenia dróg. Poza tym trasa bardzo piękna, wspaniałe widoki.
Na północ jechaliśmy drogą nr 60, aż do Flókalundur. Tu zatrzymaliśmy się na tankowanie i jak się później okazało słusznie, bo do Látrabjarg nie ma po drodze żadnej stacji.
Nazwa miejscowości pochodzi od Flóki Vilgerðarsona, jednego z pierwszych osadników. To właśnie on nadał wyspie nazwę. Nad morzem stoi kamienny słup upamiętniający wikinga. Prawdopodobnie spędził on tu zimę w latach 860-865.
Flókalundur
W miejscowości Flókalundur skręciliśmy w lewo w drogę nr 62 i pojechaliśmy dalej w kierunku Látrabjarg. Z drogi nr 62 trzeba skręcić w drogę nr 612, która jest ponoć jedną z ciekawszych tras na Islandii. Z pewnością jest urokliwa. Szkoda, że nadciągnęły tu deszczowe chmury. Nie padało, ale w pełnym słońcu trasa musi być cudowna.
Látrabjarg
Látrabjarg to najdalej na zachód wysunięty punkt Islandii. Znajduje się tu latarnia Bjargtangar. Tutejsze klify są bardzo strome (mają około 440 metrów wysokości), ale wyglądają niesamowicie. Mają długość ponad 10 km. Trzeba bardzo uważać, bo nie ma żadnych zabezpieczeń i wieje tu bardzo, bardzo, bardzo silny wiatr.
Gdy podeszliśmy prawie na skraj klifu zobaczyliśmy grupę ludzi leżących na brzuchu tuż przy krawędzi. Wszyscy trzymali aparaty. Gdy kucnęłam obok zobaczyłam, co fotografowali. Maskonury!!! Jak tylko je zobaczyłam przeszedł mi cały żal z powodu braku słońca. Położyłam się na trawie i zaczęłam obserwować, a potem robić zdjęcia.
Maskonury
Kiedy najlepiej oglądać maskonury? Ponoć najlepszym czasem na ich obserwację jest okres od kwietnia do początków września, ze szczytem przypadającym na czerwiec – lipiec.
Maskonury tworzą długoletnie pary, w których samica składa jedno jajo. Oboje z rodziców wysiadują jajo, a następnie zajmują się opieką nad pisklęciem, które początkowo jest czarną kupą puchu znacznie odróżniając się od swoich rodziców.
Ptaki najlepiej obserwować rano (7 – 10) i popołudniu (18 -22). Poza tymi godzinami łowią ryby, albo siedzą w swoich gniazdach w skalnych szczelinach. Cóż nie mogę tego potwierdzić, byliśmy na miejscu około 15:00, a on tam sobie siedziały. Maskonury nie budują typowych gniazd, ale szukają szczelin w skale, gdzie składają jaja w szczelinach.
Zmarznięci, ale zadowoleni ruszyliśmy z powrotem tą samą drogą – innej nie ma. Po drodze zboczyliśmy Dynjandi. Mimo, że opóźniało to nasz powrót (co oznacza, że nie zdążyliśmy na mecz) pojechaliśmy tam!
Dynjandi
Wodospady Dynjandi są na liście chronionych pomników przyrody od 1981 roku. Dynjandi oznacza grzmot (podobnie do polskich wodogrzmotów…) Jedną z najbardziej charakterystycznych cech tego wodospadu jest jego unikalny kształt, który formuje trapez mający u góry 30, a na dole 60 metrów szerokości i 99 metrów wysokości. Dodatkowo obok głównego wodospadu całość uzupełnia jeszcze 7 mniejszych wodospadów.
Jest opinia, że jest to najpiękniejszy wodospad na Islandii. Ja tak nie uważam, ale przyznaję robi wrażenie. Wokół rośnie głównie trawa i mech z niewielką ilością krzewów. W pobliżu wodospadu mieszka około 35 gatunków ptaków.
Pierwsze wzmianki o Dynjandi pochodzą ze średniowiecza. W XV, XVI i XVII wieku było tu gospodarstwo, które znajdowało się w rękach majętnych osób. Łąki wokół farmy bardzo dobrze nadawały się do wypasów przez cały rok. Tereny fermy oprócz łąk porastał również las z którego pozyskiwano drewno na opał i do produkcji węgla drzewnego.
Na tym terenie dochodziło często do obsunięć ziemi, które mogły doprowadzić do zniszczenia zabudowań. Również rzeka Dynjandisa często wylewała niszcząc tereny farmy. Aby się przed tym zabezpieczyć mieszkańcy gospodarstwa wznieśli wały, których część również zachowała się do dziś. Gospodarstwo Dynjandi było zamieszkałe do 1951 roku.
Stąd ruszyliśmy do Hólmavík. Na miejsce dojechaliśmy krótko przed 22:00. Zmęczeni 12 godzinach w samochodzie zjedliśmy tylko kolację i poszliśmy spać. No może nie do końca jest to prawda. Musieliśmy jeszcze obejrzeć skróty meczu.