Dzisiejszy dzień rozpoczęliśmy od wizyty w Kapitolu. Do środka nie można wnieść nic: ani wody, ani kremu na słońce, ani nawet ołówka. Dlatego też ja z młodszym synkiem i naszym pełnym niebezpiecznych rzeczy plecakiem zostaliśmy za zewnątrz, a chłopaki poszły do środka. Kamień węgielny pod budowę gmachu położył w 1793 roku Jerzy Waszyngton, a w 1800 roku w niewykończonym jeszcze budynku trwały obrady. Obecnie jest to miejsce spotkań Kongresu Stanów Zjednoczonych, przedstawicieli rządu oraz senatu. Na wierzchołku kopuły znajduje się brązowa Statua Wolności, ma prawie 6 metrów wysokości.
Z Kapitolu poszliśmy do Biblioteki Kongresu. The Library of Congress ma największy na świecie zbiór książek, rękopisów, mikrofilmów, map i dokumentów muzycznych. Biblioteka została założona w 1800 roku i początkowo mieściła się w Kapitolu, ale spłonęła podczas pożaru Kapitolu w 1814 roku. Wtedy Thomas Jefferson ofiarował bibliotece własny księgozbiór, który od tamtego czasu nieustannie się powiększa. Od 1897 roku Biblioteka Kongresu mieści się w gmachu zwanym Thomas Jefferson Building. Budynek ma przepiękny hol z marmurkowanymi łukami i kolumnami i bardzo szerokimi schodami.
Równie piękna jest główna czytelnia. Niestety nie jest dostępna dla zwiedzających, ale można ją obejrzeć z góry z galerii dla gości. Naprawdę robi wrażenie. Do tej pory na pierwszym piętrze stały zbiory z książkami, ale przepisy przeciw pożarowe zabraniają przetrzymywania tam książek i teraz są produkowane repliki z niepalących materiałów. Ameryka, tyko tu jest możliwe, żeby w bibliotece nie można było przechowywać książek.
Oprócz głównej czytelni w budynku jest jeszcze 10 innych, w tym Afrykańska i Azjatycka. Na półpiętrze w pobliżu galerii dla zwiedzających znajduje się marmurowa mozaika przedstawiająca Minerwę.
Do głównych skarbów biblioteki zalicza się jeden z trzech zachowanych kompletnych egzemplarzy Biblii Gutenberga. Tuż obok Biblioteki Kongresu znajduje się Sąd Najwyższy USA. Jest to ostatnia instancja w kraju rozstrzygająca spory prawne i konstytucyjne. Najbardziej znane zaliczają się orzeczenia zakazujące segregacji rasowej szkołach oraz „Mirando przeciw stanowi Arizona”, które stwierdza, że podejrzany o popełnienie przestępstwa ma prawo do adwokata przed przesłuchaniem.
Po obu stronach gmachu znajdują się rzeźby przedstawiające Kontemplację Sprawiedliwości i Władzę Prawa.
Gdy tu trafiliśmy przed budynkiem stała grupa około 20 osób. Stali w kółku. Na początku myśleliśmy, że słuchają przewodnika, a oni się modlili. Niby nic takiego, ale na głos prosili o różne rzeczy i wyglądało to jak sekta. Mój mąż stwierdził, że to nie sekta, tylko „amerykański spontan”. Zadziwieni poszliśmy dalej, do National Museum of Natural History. Kolekcja tego muzeum to 120 mln eksponatów przedstawiających zróżnicowanie kulturowe świata oraz skamieliny i okazy ilustrujące przyrodę lądów i mórz. Zaraz po wejściu gości powitała nas atrapa słonia afrykańskiego.
Na pierwszym poziomie znajduje się Dinosaur Hall ze szkieletami i jajami dinozaurów oraz ssaków epoki lodowcowej. Są tu również galerie prezentujące kultury Indian amerykańskich oraz posągi z Wyspy Wielkanocnej. Jest również kolekcja minerałów, której największą atrakcję stanowi 45,52-karatowy „Hope Diamond”, największy na świecie błękitny diament należący kiedyś do króla Francji Ludwika XVI.
Mówiąc szczerze wszystko było poprawne, ale jednak rozczarowało mnie to muzeum. Może dlatego, że całkiem niedawno widzieliśmy bardzo podobne, ale o wiele bardziej imponujące Muzeum of Natural History w Londynie. Ponieważ było dziś bardzo gorąco spacer odłożyliśmy na później i odwiedziliśmy inne muzeum. Nie mieliśmy tego w planie, ale zaciekawiło nas, co może się znajdować w National Museum of American History, przecież to państwo ma 200 lat. I było naprawdę bardzo ciekawie. Muzeum ma trzy poziomy i zawiera kolekcję przedmiotów związanych z historią Stanów Zjednoczonych. Jest tu samochód marki Ford – Model T, który stanowił przełom w konstrukcji samochodów. Można tez zobaczyć kolekcję sukien wieczorowych zakładanych przez Pierwsze Damy podczas balów inauguracyjnych. Mnie najbardziej podoba się kuchnia Julii Child.
Oczywiście jest cała sekcja poświęcona historii flagi i hymnu. W muzeum można też zobaczyć cylinder, który miał na sobie Abraham Lincoln w czasie zamachu, który miał miejsce w Ford Theatre. Prezydent zmarł 10 godzin po zamachu w budynku naprzeciwko teatru. Oba te miejsca można zwiedzać i stoją tam długie kolejki chętnych. Tak więc cylinder jest w muzeum. W muzeum można też zobaczyć Mike-a, czyli żółwia Ninja.
Najzabawniejsza była wizyta w sklepie z pamiątkami z muzeum. Można tam dostać wszystko co amerykańskie. Z jednej strony książki i albumy o prezydentach, fladze, imitacja porcelany z Białego Domu, z drugiej strony rzeczy, które zachwyciły chłopców: pierdzące poduszki, czy nakręcane szczęki. Po wizytach w muzeach wsiedliśmy do naszego wycieczkowego autobusu, żeby zrobić trzecią, ostatnia już trasę. Widzieliśmy ogromny budynek FBI i Uniwersytet Waszyngtonie. Wysiedliśmy w dzielnicy Georgetown, która powstała o wiele wcześniej niż sam Waszyngton, na miejscu osady indiańskiej. Po wybudowaniu portu w Waszyngtonie Georgetown rozrosło się na duży port. Obecnie to bardzo atrakcyjna dzielnica miasta. Eleganckie rezydencje zostały przekształcone w luksusowe bary, restauracje, czy sklepy. Tam też zjedliśmy obiad i poszliśmy na spacer. Wieczorem zrobiliśmy sobie wycieczkę Waszyngton nocą, żeby zobaczyć jak wszystkie budynki są podświetlone.
Zobacz również: W stolicy mocarstwa