Rzym – dzień trzeci
Zobacz również: Nocny spacer po Rzymie oraz Śladami historii – najważniejsze zabytki w Rzymie
Dziś niedziela, obudziliśmy się o 9:00. Postanowiliśmy zacząć dzień od pójścia do kościoła. Wieczorem mecz, więc lepiej nie odkładać mszy na później. Najbliżej nas, bo tuż za rogiem znajduje się piękna Bazylika Najświętszej Maryi Panny na Zatybrzu, jeden z najstarszych kościołów w Rzymie. Kościół Santa Maria in Trastevere jest jednym z kościołów tytularnych nadawanych kardynałom-prezbiterom. Jego obecnym kardynałem jest Kardynał Józef Glemp, a poprzednim był Stefan Wyszyński. W XVI wieku kardynałem tego kościoła był także inny Polak, Stanisław Hozjusz, który został w nim pochowany.
Msza rozpoczynała się o 10:30, czyli damy radę zdążyć na 12:00 na Plac Św. Piotra na Anioł Pański. Zdziwiliśmy się, gdy przy ołtarzu zobaczyliśmy jedenastu księży ubranych na biało, a jeden z nich miał na głowie białą mitrę, a w ręce trzymał pastorał. Jak się później dowiedzieliśmy był to arcybiskup Ennio Appignanesi.
Jadąc do Rzymu założeniem było uczestnictwo we mszy, ale nawet nie pomyślałam, że ta msza może być tak uroczysta. W bazylice był chór, który tak pięknie śpiewał, ze czasem ciarki przechodziły po plecach. Była też siostra zakonna, która na bieżąco tłumaczyła przebieg mszy i kazanie na język migowy. Po prawej stronie ołtarza stali harcerze. W trakcie mszy zorientowaliśmy się, że kilka osób przyjmuje sakrament bierzmowania, co dało możliwość wyjaśnienia synkowi , że to następny sakrament, który będzie mógł przyjąć. Widzieliśmy całą ceremonię – bardzo, bardzo podniosła. Komunia – dwa rzędy osób podchodzących do ołtarza i przyjmujących komunię przy świecach trzymanych przez harcerzy. Nam komunii udzielił arcybiskup. Gdy po mszy wyszliśmy z kościoła okazało się, że jest 11:55. Biegnąc, z młodszym synem na rękach, mimo iż pokonaliśmy dystans do Watykanu zamiast 40 minut w 20 minut, nie zdążyliśmy na czas. Gdy stanęliśmy na Placu wierni właśnie go opuszczali, a Papieża już dawno nie było. Żal, ale nie było to spóźnienie z zagapienia, tak się pocieszaliśmy.Wsiedliśmy w autobus i pojechaliśmy na Piazza Venezia, a stamtąd spacerkiem poszliśmy do Koloseum, miejsca pojedynków gladiatorów i walk z dzikimi zwierzętami. Amfiteatr dostarczał rozrywki tłumom (mieścił 55.000 widzów).
Jadąc do Rzymu założeniem było uczestnictwo we mszy, ale nawet nie pomyślałam, że ta msza może być tak uroczysta. W bazylice był chór, który tak pięknie śpiewał, ze czasem ciarki przechodziły po plecach. Była też siostra zakonna, która na bieżąco tłumaczyła przebieg mszy i kazanie na język migowy. Po prawej stronie ołtarza stali harcerze. W trakcie mszy zorientowaliśmy się, że kilka osób przyjmuje sakrament bierzmowania, co dało możliwość wyjaśnienia synkowi , że to następny sakrament, który będzie mógł przyjąć. Widzieliśmy całą ceremonię – bardzo, bardzo podniosła. Komunia – dwa rzędy osób podchodzących do ołtarza i przyjmujących komunię przy świecach trzymanych przez harcerzy. Nam komunii udzielił arcybiskup. Gdy po mszy wyszliśmy z kościoła okazało się, że jest 11:55. Biegnąc, z młodszym synem na rękach, mimo iż pokonaliśmy dystans do Watykanu zamiast 40 minut w 20 minut, nie zdążyliśmy na czas. Gdy stanęliśmy na Placu wierni właśnie go opuszczali, a Papieża już dawno nie było. Żal, ale nie było to spóźnienie z zagapienia, tak się pocieszaliśmy.Wsiedliśmy w autobus i pojechaliśmy na Piazza Venezia, a stamtąd spacerkiem poszliśmy do Koloseum, miejsca pojedynków gladiatorów i walk z dzikimi zwierzętami. Amfiteatr dostarczał rozrywki tłumom (mieścił 55.000 widzów).
Zewnętrzny mur Koloseum – kamienie z elewacji posłużyły w czasach renesansu do budowy kilku pałaców, mostów i części Bazyliki św. Piotra. Obok Koloseum stoi Łuk Konstantyna i wejście na Forum Romanum. Widać też przepiękną „włoską roślinność”.
Kolejny punkt naszej wycieczki to Circus Maximus – niegdyś największy stadion Rzymu, położony pomiędzy Palatynem, a Awentynem. Był nieustannie powiększany i rozbudowywany. Trybuny mogły pomieścić 385 tys. widzów, którzy stawiali na zwycięzcę w wyścigach rydwanów i zawodach atletycznych. Obecnie jest to długa na 600 m i szeroka na 200 „łąka/trawnik”.
Bardzo niedaleko znajduje się kościół Santa Maria in Cosmendin. W portyku znajdują się Usta Prawdy. Jak głosi legenda, potężne szczęki mogą się zacisnąć na ręce kłamcy. To właśnie te Usta pojawiły się w filmie „Rzymskie wakacje” z udziałem Audrey Hepburn i Gregory Pecka. Niestety zarówno Kościół jak i Bocca (Usta) widzieliśmy tylko z daleka, siedząc w autobusie.Stąd pojechaliśmy na Piazza Navona. Nie będę ukrywać – to jest moje miejsce w Rzymie. Nie wiem dlaczego, ale z wszystkich miejsc najbardziej lubię usiąść na kamiennej, rozgrzanej słońcem ławce, jeść lody i patrzeć na plac i trzy piękne fontanny.
Na środku placu stoi Fontanna Czterech Rzek, zaprojektowana przez Berniniego.
Gdy już tu dotarliśmy nie było mowy, aby pójść dalej bez kupienia lodów. Nie mogłam się oprzeć waniliowym. Dziwne, co może być w lodach waniliowych? Oj może być coś … Pycha, delikatne. Polecam też cytrynowe, starszy syn kupił i dał spróbować. Wyśmienite. Siedząc i jedząc lody słuchaliśmy muzyki ulicznych grajków. Gdy tylko rozpoczęli występ młodszy syn wstał i zaczął tańczyć. Gdy skończyli i rozległy się brawa, synek najzwyczajniej w świecie się ukłonił, zakładając, że brawa były dla niego.Najedzeni lodami, poszliśmy na Piazza della Rotonda. Tam na środku stoi Panteon. W 609 roku była to rzymska „świątynia wszystkich bogów”, później została zmieniona na kościół. Jest jednym z kilku symbolów Rzymu. W Panteonie znajdują się groby sławnych ludzi – od Rafaela do ostatnich królów Włoch.
Było już późne popołudnie i postanowiliśmy wracać, by spokojnie zjeść obiad, bo wieczorem chłopaki wybierały się na mecz AS Roma , na rzymskim Stadionie Olimpijskim.
Po drodze nadciągnęły ciemne chmury i wracaliśmy w ulewie.
po obiedzie Panowie pojechali na mecz, a ja poszłam na spacer po pięknym Zatybrzu.
Po drodze nadciągnęły ciemne chmury i wracaliśmy w ulewie.
po obiedzie Panowie pojechali na mecz, a ja poszłam na spacer po pięknym Zatybrzu.
Po powrocie pakowanie, a w poniedziałek powrót do Warszawy.Trzy dni to stanowczo za mało na zwiedzanie takiego miasta jak Rzym. Pewnie na początku trzeba wybrać, co i zdecydować o trasie. Ja jednak chciałam, aby Piotruś zapamiętał, że to miasto, to nie tylko Watykan, czy starożytne zabytki, ale również piękne fontanny, place i najpyszniejsze na świecie lody.